Dwór Czeczów

Dwór Czeczów de Lindenwald znajduje się w Bieżanowie, który był niegdyś wsią położną w bliskim sąsiedztwie Wieliczki, a obecnie jest jedną z dzielnic Miasta Krakowa.

XII w. – połowa XIX w.

Najstarsza wzmianka o miejscowości Bieżanów pojawia się dokumencie datowanym na 11 maja 1212 r. Dokumentem tym rycerz Radwan przekazał wieś Bieżanów Helenie, wdowie po swoim bracie Raciborze, siostrze kanonika krakowskiego Pęsława. Świadkami tego porozumienia było ponad 50 osób wymienionych w dokumencie – m.in. komes Goworek, kasztelan krakowski, komes Bodzanta, synowie zmarłego Racibora oraz kanonicy krakowscy. Kronikarz Jan Długosz, opisując dalsze dzieje Bieżanowa, podał, iż Helena niedługo potem przekazała Bieżanów kapitule krakowskiej. Ostatecznie, po licznych procesach, kapituła pełnoprawnym właścicielem wsi stała się w 1236 r. Od 1258 r. do kapituły należała także sąsiednia wieś Kaim, która obecnie jest częścią Bieżanowa.*

W epoce renesansu stanął tu dwór wśród zieleni, służący latem jako miejsce – jak wtedy mawiano – wilegiatury. Przyjeżdżano tu na parę tygodni, aby odpocząć od niezdrowych wyziewów i dusznego, kamiennego miasta. Zimą wybierano się tutaj na polowania. A że zgodnie ze stylem epoki kanonicy nie stronili od świeckich rozrywek, dwór rozbrzmiewał muzyką i gwarem gości. Bliskość stolicy sprawiała, że chętnie bywali tu królewscy dworzanie, profesorowie krakowskiej akademii, odwiedzający Kraków cudzoziemcy. Folwark dostarczał wiejskich przysmaków, lasy zwierzyny, a stawy rozlicznych gatunków ryb przyrządzanych z szafranem i innymi zamorskimi ingrediencjami w dni postu. Warzono też w Bieżanowie piwo, sycono miód wybierany z licznych w lesistej okolicy barci. W istniejących do dzisiaj głębokich piwniczkach o kamiennych sklepieniach przechowywano beczki pełne włoskich i węgierskich win. Mieszkańcy dworu żyli dostatnio i wystawnie jak na krakowskich purpuratów przystało.

Jako, że cieszyli się królewską łaską, od kolejnych władców otrzymywali liczne przywileje. I tak pod koniec XV wieku Kazimierz Jagiellończyk nadał wsi Bieżanów prawa magdeburskie – przy tej okazji miejscowość doczekała się dokładnego opisu. Był tam folwark z dworem, budynkami gospodarczymi i sadami, trzy pola folwarczne, cztery karczmy i dwa młyny z dużym stawem. A że kanonicy dbali o dusze poddanych chłopów, od 1422 r. Bieżanów posiadał kościół pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Marii Panny. Przez ponad dwieście lat był to skromny drewniany kościółek. Aż około roku 1636 kanonik Jan Fox przyczynił się do wzniesienia bardziej okazałej, istniejącej do dziś świątyni.**

Od 1772 r. w wyniku I rozbioru Polski Bieżanów, podobnie jak cała Galicja, znalazł się pod zaborem austriackim. Na przełomie XVIII i XIX w. wieś stała się własnością rodów Dzieduszyckich i Humborgów. Istotnym faktem dla mieszkańców Bieżanowa była budowa przez Austriaków linii kolejowej (1856 r.) z Krakowa do Dębicy oraz połączenia Bieżanów – Wieliczka. Dzięki niej tutejsza ludność oprócz udogodnień komunikacyjnych zyskała także nowe miejsca pracy, zaś Bieżanów zyskał przydomek „koloni kolejarzy”.

Podmiejska posiadłość znowu stała się miejscem, gdzie kwitło życie towarzyskie. Dzieduszyccy wywodzący się ze wschodniej Małopolski przyjeżdżali tu dla załatwienia w Krakowie rozmaitych interesów, dla kształcenia młodzieży w szkołach i na uniwersytecie, a także na karnawał. Byli gościnni. Gustowali też w kulturalnych rozrywkach, stąd w bieżanowskim dworze odbywały się nie tylko bale, ale i koncerty oraz występy teatralne – aktorów przywożono z Krakowa lub też goszczono którąś z wędrownych trup teatralnych.

Zimą, gdy sanna dopisała, do dworu zjeżdżały kuligi. Niektóre ‘szlichtady’ (jak nazywano je w tamtej epoce) poprzedzały maskaradę, stąd na saniach jechało towarzystwo w maskach, wielobarwnych strojach i ‘dominach’ – szerokich, jedwabnych lub aksamitnych płaszczach z kapturami kryjącymi twarze.

Bawiono się do świtu, by po krótkim odpoczynku rzucić się w wir nowych rozrywek. Jedni wyruszali na myśliwskie atrakcje, inni, co młodsi, przypinali łyżwy i udawali się na zamarznięty i omieciony ze śniegu duży staw. Na gałęziach zawieszano świecące kolorowe lampiony, na brzegu stawu służba rozpalała ogniska, częstując bawiących się grzaną winną polewką czy też pitnym miodem zagryzanym toruńskimi piernikami. Niektóre damy zasiadały w fotelikach na płozach z futrzanym przykryciem i pozwalały uprzejmym galantom wozić się po lśniącej tafli. Młode panny wspierając się na ramionach adoratorów, mniej czy bardziej zręcznie śmigały po lodzie. A wszystko to do wtóru muzyki.

Wiosną i latem w dworskim parku odbywały się ogrodowe fety – z muzyką, tańcami na trawie, łowieniem złotych rybek wpuszczonych uprzednio do stawu, z wypuszczaniem w powietrze baloników i białych gołębi, a także śpiewającego ptactwa z klatek. **

*dr Kamila Follprecht, 800 lat Starego Bieżanowa

**Cytaty pochodzą z książki „Opowieści polskich dworów” Bogny Wernichowskiej

Połowa XIX w. – XX wiek

W tym czasie dwór wraz z należącą doń ziemią nabył młody, wykształcony i pełen inicjatywy przybysz z Moraw, Karol Czecz do Lindenwald. Zaliczał się on do galicyjskich organiczników, jak wówczas określano ludzi działających na rzecz rozwoju gospodarczego i przemysłowego tej części austriackiego imperium. Studia ukończył za granicą, w Zurychu. Po powrocie osiadł w Galicji. Zaprzyjaźnił się wówczas z Arturem Potockim, ordynatem krzeszowickim. Ten arystokratyczny młodzieniec, syn polityka Adama hrabiego Potockiego i jego udzielającej się na niwie społeczno-filantropijnej żony Katarzyny z Branickich, pragnął, aby‘zachodnia Galicja stała się krainą na miarę wieku pary i elektryczności – zamożną, uprzemysłowioną, stojącą wysoko pod względem dostatku i oświecenia jej mieszkańców’ – jak pisał w liście do przyjaciela z Bieżanowa.

Prawdopodobnie to właśnie u Potockich w Krzeszowicach niespełna trzydziestoletni Karol Czecz poznał uroczą, jasnowłosą pannę o delikatnych rysach, wywodzącą się z bocznej linii książąt Sułkowskich. W tamtych czasach i środowisku wzajemna skłonność młodych nie była koniecznym warunkiem małżeństwa, jeśli parantele i majątkowa pozycja młodych się zgadzał. Ale baron Karol i księżniczka Paulina mieli to szczęście, że od pierwszego wejrzenia przypadli sobie do gustu. Jeśli nawet stary Książe Sułkowski mógłby mieć coś przeciwko oddaniu ręki córki mężczyźnie, który nie zaliczał się do arystokratów, to fakt, że miłość tej pary popierała pierwsza dama w Galicji, hrabina Katarzyna Potocka, musiał go przekonać.

Rodzina Czecz de Lindenwald miała zresztą według familijnej opowieści arystokratyczne korzenie. Wywodziła się od włoskiego Księcia, który w dobie renesansu naraził się ówczesnemu papieżowi (prawdopodobnie poszło o dobra, do których obie strony rościły sobie prawo) i musiał uciekać z Włoch. Dotarł na dwór w Pradze, gdzie rządził wówczas cesarz alchemik Rudolf Luksemburczyk, którego poparcie pozyskał, dzięki czemu zostało potwierdzone szlachectwo uciekiniera. Od tego czasu rodzina mieszkała na ziemiach czeskich.

Karol i Paulina pobrali się. Jednym ze świadków ślubu był hrabia Artur Potocki. Najpopularniejszy dziennik w trzech zaborach „Czas” opisał ceremonię i wystawne wesele w rubryce towarzyskiej. Żyli razem bardzo szczęśliwie, ale krótko – niespełna 5 lat. Po urodzeniu dziecka, syna imiennika ojca, urocza Paulina zapadła na gruźlicę. Na nic zdały się zimy spędzane we włoskich uzdrowiskach i na południu Francji, kuracje w niemieckich Badach, w końcu kąpiele i picie kobylego oraz oślego mleka zalecane przez europejskie sławy medyczne od leczenia ‘piersiowych chorób’, jak eufemistycznie nazywano wówczas gruźlicę. Paula urodziła jeszcze córeczkę, która wkrótce zmarła. Paulina, mając niespełna 25 lat, zakończyła życie.

Zrozpaczonemu Karolowi pozostał na pociechę zdrowo chowający się synek. Ale i temu dziecku nie było dane długie życie. Jako pięciolatek chłopiec zmarł na ospę.

Wdowiec szukał zapomnienia w pracy. Pod jego rządami Bieżanów stał się w pełni uprzemysłowioną osadą. Działała tu drożdżownia, wytwórnia octu, gorzelnia. W szklarniach uprawiano warzywa i ozdobne rośliny na rynek krakowski. Większość mieszkańców Bieżanowa i okolic pracowało w zakładach Czecza.

Był dobrym pracodawcą. Pensje płacił przyzwoite i w terminie. Zatrudniał na potrzeby swoich pracowników lekarza i felczera, założył fundusz, z którego można było uzyskać zapomogę w przypadku chorób i wypadów losowych. Dotował szkołę i kursy zawodowe dla młodych chcących zyskać fachowe wykształcenie w jego fabrykach. Płacił czesne za naukę w gimnazjach realnych w Krakowie dla zdolnych chłopców z Bieżanowa.

Z poglądów politycznych był konserwatystą, tak jak jego przyjaciel Artur hrabia Potocki. Być może za namową Artura, Karol Czecz zaczął w smutnych latach po stracie rodziny udzielać się politycznie. Bywał na spotkaniach ‘stańczyków’, brał udział w męskich spotkaniach w Pałacu Pod Baranami, gdzie zwolennicy rozkwitu Galicji w ramach austriackiego cesarstwa dyskutowali o reformach gospodarczych i społecznych. Kandydował na posła do sejmu z okręgu Krakowskiego i zdobył mandat znaczną przewagą głosów. Zaangażowanie w sprawy społeczne i polityczne sprawiło, że często bywał we Lwowie i w Wiedniu.

Poza oficjalnymi wizytami i spotkaniami brał udział w zebraniach towarzyskich, balach i rautach. Przy takiej okazji poznał młodą pannę z węgierskiej, szlacheckiej rodziny. Brat jej posłował do parlamentu, stryj był wysokim urzędnikiem w Wiedniu. Rodzina miała tytuł baronowski nadany przez Marię Teresę, herb z czasów Arpadów, co familię Fricke de Sővenyhaza stawiało w rzędzie najlepiej urodzonych obywateli królestwa Węgier. Panna nosiła imię Aurelia, była pełna życia, energiczna, wesoła, dobrze jeździła konno. Po trwającej prawie dwa lata znajomości, w sześć lat po śmierci synka, Karol Czecz ożenił się po raz drugi. Wprowadził młodą żonę do pałacyku zbudowanego w miejsce dawnego dworu.

Nowa pani pewną ręką objęła rządy w pałacu. Dbała o wnętrza pełne pięknych oraz cennych mebli i dzieł sztuki (niektóre z nich wniosła w posagu). Troszczyła się o ogród i park. A że miała dobrą rękę do roślin, nadzorowała także dworskie cieplarnie i oranżerie. Jej mentorką w tym względzie była sama hrabina Katarzyna Potocka z Krzeszowic, matka Artura, która od lat otrzymywała nagrody na ogrodniczych konkursach i miała najpiękniejsze ogrody w Galicji.

Hrabina Potocka wciągnęła też młodą panią Bieżanowa w krąg społecznych i filantropijnych działań. Chociaż Aurelia była Węgierką wychowywaną po części w Wiedniu, sprawy Krakowa i Galicji stały się jej bliskie. Patronowała rozmaitym inicjatywom, wspierała różne społeczne przedsięwzięcia. Czeczowie prowadzili w swym bieżanowskim pałacu dom otwarty. Krakowski „Czas” nieraz pisał w rubryce towarzyskiej o balach u Karola i Aurelii, gdzie wszystkie panie otrzymywały od gospodarzy bukieciki z białych i różowych kamelii do przybrania gorsów balowych toalet.

Kiedy indziej znowu Aurelia urządzała koncerty młodych muzycznych talentów z Krakowa z dochodem na rzecz stypendiów artystycznych. Na dobroczynne bazary urządzane dwa razy do roku – przed Bożym Narodzeniem i Wielkanocą – Czeczowie posyłali atrakcyjne fanty w rodzaju skrzynek pięknych owoców z bieżanowskich i węgierskich sadów, beczułek wina z dóbr rodziny Aurelii, ozdobnych roślin wyhodowanych przez ogrodników w majątku.

Teraz znowu w pełni przydawać zaczęły się średniowieczne piwnice pod pałacem. Wypełniały je beczki z przednim winem węgierskim. W wyższych partiach przechowywano też w chłodzie skrzynki z owocami.

Karol Czecz nadal robił karierę polityczną, raz jeszcze został wybrany posłem ze swojego okręgu. Przez dziesięć lat piastował godność Marszałka Rady Powiatowej w Wieliczce. Wybrano go również wiceprezesem Galicyjskiego Towarzystwa Rolniczego.

W ciągu kilkunastu lat Karol i Aurelia doczekali się licznego potomstwa. W pałacu w Bieżanowie zdrowo dorastało ośmioro dzieci: jedyny syn – Jan oraz siedem córek: Maria, Berta, Helena, Jolanta, Aurelia, Emilia i Izabela. Wszystkie osiągnęły wiek dojrzały, chociaż ojciec mógł oglądać wejście w świat tylko najstarszych córek.

W lutym 1910 r. zmarł nagle na atak serca na ulicy w Krakowie, idąc na posiedzenie Towarzystwa Rolniczego. Miał 58 lat. Gazety w całej monarchii odnotowały jego zgon, poświęcając pamięci galicyjskiego przemysłowca artykuły wymieniające jego liczne zasługi na polu rozwoju gospodarczego, społecznych inicjatyw, politycznych dokonań. Kiedy umierał, najstarsza z córek, Maria, miała 19 lat, najmłodsza Izabela 7, a jedyny spadkobierca nazwiska 12.

Aurelia była jednakże zaradną kobietą, a zmarły mąż właściwie dobierał sobie ludzi pracujących zarówno w zarządzie jego przedsiębiorstw, jak i w posiadłości. Mogła też liczyć na pomoc krewnych męża piastujących wysokie stanowiska w austriackiej monarchii. Stąd w życiu rodziny Czeczow de Lindenwald z Bieżanowa pod względem statusu materialnego nic się nie zmieniło.

Baronowa Aurelia tak jak i wcześniej zarządzała wielkim domem, troszczyła się o odpowiednie wykształcenie dzieci, wiele czasu poświęcała szklarniom. Kontynuowała też swoje wcześniejsze społeczne i filantropijne działania. Kiedy skończył się okres żałoby po nagle zmarłym małżonku, znowu otworzyła dla gości drzwi pałacu. A ci chętnie bywali w pięknie urządzonej posiadłości słynącej z wielu atrakcji, wśród których obecność uroczych panien domu, ładnych i (o czym było powszechnie wiadomo) posażnych była swoistym magnesem.

W pamiętnikach i wspomnieniach dobrze urodzonych galicyjskich pań i panien spotyka się wzmianki o wizytach w „białym dworze” w Bieżanowie. Wiele miłych słów autorki zapisków poświęcały gospodyni i gromadce młodych Czeczów. Baronowa Aurelia była gościnna i potrafiła zatroszczyć się o rozrywki gości. Dbała, aby pannom nie brakowało danserów i kawalerów dotrzymujących im towarzystwa podczas przejażdżek, zabaw w parku, a przy stole tematów do interesującej konwersacji. Jej córki okazywały życzliwość i sympatie zaproszonym rówieśnikom, a szacunek ich przyzwoitkami. Nie czyniły uszczypliwych uwag, nie były wyniosłe, ani nie plotkowały, co zdarzało się nawet w najlepszych domach.

Młody Jan, jedyny przedstawiciel męskiej płci w tym dworze kobiet, odznaczał się także dobrymi manierami i dystynkcją niespotykaną u chłopców w jego wieku. Młode pokolenie Czeczów było też dobrze wykształcone, inteligentne i bystre.

Najstarsza Maria jeszcze za życia ojca wyszła za kuzyna Mariana Czecza, który ukończył uniwersytet w Wiedniu i był właścicielem majątku z pięknym pałacykiem w miejscowości Kozy pod Bielskiem. Po jego śmierci oddała rękę Juliuszowi hrabiemu Tarnowskiemu z Byszewa, dołączając do grona polskiej arystokracji.

Berta poślubiła dyplomatę Stanisława hrabiego Skarbka. Mieszkali w wielu stolicach Europy, aby wreszcie osiedlić się w Londynie, gdzie Stanisław zmarł, a ich syn został królewskim łowczym.

Helena weszła w wielce rozrodzoną w Galicji szlachecką rodzinę Konopków z Mogilan. Mąż jej Stanisław był profesorem Akademii Rolniczej. Mówiono, że to właśnie ta córka odziedziczyła po ojcu Karolu przedsiębiorczość: Ze swego posagu oddłużyła majątek męża, wyremontowała także zabytkowy dwór. Małżeństwo Heleny było bezdzietne.

Jolanta skoligaciła się z familią Ledóchowskich z Lipnicy Dolnej i Murowanej. Mąż jej, Mieczysław, był generałem odrodzonego polskiego wojska, spokrewnionym z „rodzeństwem świętych” – wyniesionymi na ołtarze zakonnicami: Urszulą i Marią Teresą Ledóchowskimi oraz błogosławionym generałem jezuitów Włodzimierzem.

Imienniczka matki, Aurelia, zamieszkała po ślubie z baronem Edmundem Larischem na zamku w Bulowicach koło Andrychowa. Była znana ze swojej społecznej i filantropijnej działalności. Trójka jej wnuków po synu Aleksandrze zrobiła już po roku 1945 karierę naukową.

Emilia wybrała na męża kuzyna swojego szwagra, profesora Stanisław, Medarda Konopkę. A Izabela poślubiła filologa, później znakomitego uczonego i wykładowcę Uniwersytetu Jagiellońskiego, Wincentego Chrzanowskiego. Syn ich Tadeusz poszedł w ślady ojca i został historykiem sztuki, profesorem UJ.

Jan Czecz de Lindenwald studiował w Wiedniu nauki przyrodnicze. Został ichtiologiem i w latach międzywojennych prowadził gospodarstwo obejmujące 120 ha stawów rybnych. Z małżeństwa z Marią Belina Brzozowską nie doczekał się syna.

Baronowa Aurelia miała to szczęście, że po długim, czynnym życiu umarła w wieku prawie 90 lat pod własnym dachem, w bieżanowskim pałacu. Wkrótce potem „biały dwór” zajęli Niemcy, wywieźli większość cennych mebli i dzieł sztuki, tak pieczołowicie i ze znawstwem kompletowanych przez Karola Czecza.

Cytaty pochodzą z książki „Opowieści polskich dworów” Bogny Wernichowskiej

II połowa XX w., XXI w.

Podczas okupacji w 1941 r. Niemcy zbudowali w Bieżanowie stację przeładunkową, a w latach 1942-43 założyli obóz pracy. Zachodnia część wsi została włączona do granic administracyjnych Krakowa na mocy dekretu GG w 1941 r., zaś pozostała część już w latach powojennych, a ściśle w 1973 r. W latach 1977-82 w zachodniej części Bieżanowa wzniesiono osiedle Nowy Bieżanów.

Po II wojnie światowej dwór przeszedł na własność Skarbu Państwa. Do końca lat 90 XX wieku funkcjonował tu Dom Dziecka, a następnie Ośrodek Profilaktyczno-Terapeutyczny dla Chłopców z Problemami Alkoholowymi i Narkotykowymi.

W 1990 r. dwór został wpisany do rejestru zabytków jako zespół pałacowo-parkowy. Wówczas to zrujnowany i pozbawiony malowniczego parku pałac odzyskało dziewięciu spadkobierców rodziny Czeczów. Postanowili jednak przekazać budynek Miastu z zastrzeżeniem, że po remoncie we dworze powinna powstać i funkcjonować instytucja prowadząca działalność kulturalną. W roku 2007 w ramach obchodów 750-lecia Lokacji Miasta Krakowa dwór został gruntownie odremontowany i z zgodnie z jego przeznaczeniem zaczął tu działać dom kultury w strukturach DK „Podgórze”.

                                                                  (źródło: Dwór Czeczów)